Pokaz Hermès otwierający sezon jesienno-zimowy, to idealnie wyważony balans między stonowaną klasyką, a wibrującą od kolorów paletą barw. Paletą, która swoją drogą nasuwa skojarzenia bliskie sztuki wybitnego artysty – Pieta Mondriana, a także projektów Jeana Charlesa de Castelbajaca.

Bloki kolorystyczne wkroczyły na płaszczyzny płaszczy, sukienek i jeździeckich kostiumów, nawiązujących do nierozłącznej cechy tej luksusowej marki. Kolejną aluzją do sportów konnych były słupki zdobiące wybieg, spowite w barwach odzwierciedlających to co dzieje się na powierzchni peleryn, kamizelek i długich sukni. Dokładnie tego typu rurki służą jako przeszkody podczas zawodów. Dynamikę pokazu podkręcają wspomniane mieniące się w oczach barwy. Jednak tchnieniem spokoju są tutaj wyważone beże, które koją całość i mocno trzymają się klasyki. Marynarki, trencze i wszelkie dodatki balansują na granicy nowoczesności i elementów bazowych, takich jak krata w staroświeckim stylu. Stonowane barwy ziemi zderzają się z kolorystycznym przesytem, co w konsekwencji daje esencję tej luksusowej marki. W kolekcji nie zabrakło mocnych w kolor dodatków, które perfekcyjnie przełamują zachowawczy charakter czekoladowo-orzechowych odcieni, a także total looków, przemycających kontrastowe tony.


Moda z najwyższej półki ukazana w tak codziennym wydaniu sprawia, że mamy ochotę wprowadzić do własnej szafy choć odrobinę zaprezentowanego szaleństwa. Mamy do czynienia z perfekcyjnymi fasonami, jak ulał dopasowanymi do przeróżnych modowych wizji i potrzeb.

