W ciągu najbliższych lat, milenialsi przekroczą magiczną granicę 30 lat (niektórych, w tym autorkę artykułu już to spotkało).
To pokolenie z wielu względów wyjątkowe.
Obecni 30-latkowie będą pierwszymi dziadkami, posiadającymi konta społecznościowe od pół wieku, a jednocześnie pamiętającymi jeszcze, że kasetę magnetofonową przewijało się ołówkiem. Na życie osób urodzonych po 1990 roku przypadł gigantyczny przeskok technologiczny, ze wszystkimi jego wadami i zaletami. Wydaje się, że następne pokolenie – tak zwane pokolenie Z, od wczesnego dzieciństwa żyło w rzeczywistości, która dla ich starszych kolegów i koleżanek była jeszcze „nowym wspaniałym światem”.
Kłopoty
Pamiętacie Rory Gilmore? Bohaterka „Kochanych Kłopotów” (serial emitowano w latach 2000-2007) była jedną z kultowych postaci dla wielu „nerdów” jej pokolenia. Rory pozwoliła pozbyć się wstydu z powodu łatki „kujona” – była dowodem na to, że młody człowiek, który siedzi z nosem w książkach na swój sposób może być cool.
W serialu nie brakowało także „dorosłych” problemów.
Związki, pierwszy seks, problemy z rodzicami, wyborem uczelni – nie wszystkie kłopoty Rory były kochane, ale co do zasady można je było jakoś rozwiązać, albo chociaż przemyśleć, siedząc nad talerzem naleśników. Co więcej, nie trzeba było zdjęć tych naleśników wrzucać do mediów społecznościowych.
Fantasy
Kiedy obecni 30-latkowie chodzili do szkoły, ich ulubieni rówieśnicy łapali horkruksy, a nie lajki. Dla dzieciaków, które dorastały z Harrym Potterem, książki o nim były symbolem tego, iż w życiu warto walczyć o dobro, przyjaźń, pewne wartości – nie o popularność i followersów.
Mniej więcej w podobnym czasie światło dzienne ujrzała zdecydowanie mniej kultowa, ale popularna seria o Stowarzyszeniu Wędrujących Jeansów. Cztery główne bohaterki przechodziły przez najróżniejsze kryzysy, ale jednak, wszystko, co im się zdarzało mieściło się w pewnej „normie” trudności co do zasady przewidzianych dla wieku dojrzewania.
Plotki
Pop-kultura ostatnich lat daje do myślenia. Z jednej strony mamy takie produkcje jak nowa „Plotkara”. Jeśli chcecie sobie wyrobić zdanie o pokoleniu Z nie znajdziecie gorszej opcji niż właśnie ten serial.
Po emisji kilku odcinków można pomyśleć, że „dzisiejsza młodzież” to generalnie grupa ludzi, którzy sypiają z kim popadnie, a używki biorą jak cukierki.
Co więcej całe ich życie i potencjalna kariera zawodowa kręcą się wokół Instagrama (pamiętajcie, Facebook jest dla dużo starych ludzi, na przykład tych, którzy niedługo będą mieć konta od pół wieku), medium będącego główną formą wyrazu, możliwością kreowania wizerunku. No bo właśnie, nowojorska, bogata młodzież musi już w szkole średniej kreować swój image i to bardzo ostrożnie – buty źle dobrane do sukienki zostaną zauważone i wyśmiane. Pokazanie się w niewłaściwym towarzystwie może skutkować wpadnięciem w trybiki cancel culture.
Oglądanie tego serialu boli. Z jednej strony trochę nie chce się wierzyć w taki obraz współczesnych nastolatków, a z drugiej – naprawdę nie chce się w to uwierzyć, bo można by stracić wiarę w ludzi. Będąc jednak obecnym w mediach społecznościowych, trudno negować, że część pokolenia Z żyje dokładnie tymi problemami.
Inspiracje
Dlatego też, warto sięgnąć po inne „młodzieżówki”, które są bliższe życiu grup mniej ekskluzywnych niż elity z Upper East Side. To jest ta druga strona medalu.
Liza Wiemer została ciepło przyjęta na polskim rynku wydawniczym dzięki książce „Zadanie domowe”. Kiedy grupa uczniów liceum dostaje w ramach zadania domowego przygotowanie się do rekonstrukcji konferencji w Wannsee (powieść jest fikcją, ale takie prace zadawane są w nowojorskich szkołach), niektórzy ochoczo przystępują do pracy, inni buntują się przeciwko tematowi i konieczności występowania w roli nazistów. Zadanie staje się pretekstem do dyskusji o antysemityzmie, rasizmie – w dialog ten włączony jest także czytelnik.
Ciekawą pozycją jest też „Cała szkoła mówi o mnie” Michelle Quach. Autorka czyni wybory redaktora szkolnej gazetki punktem wyjścia do rozmowy o równości płci, feminizmie, pozycji kobiet w świecie, który wciąż jest zdominowany przez mężczyzn. Zarówno tu jak i w „Zadaniu domowym” młodzież zdobywa się na otwarty protest.
Książka, która siedzi w głowie to „Felix Ever After” Kacen Callender. Tytułowy bohater jest czarnoskórą osobą transpłciową. I chociaż pozycji tej można wiele zarzucić, niewątpliwie pobudza ona do myślenia. Na pewno uświadamia, że do listy „kochanych kłopotów” dzisiejszej młodzieży dopisać można trudności z określeniem własnej tożsamości, hejt daleko wykraczający poza ramy określone w XX wieku.
I tych problemów nie można już załatwić solidną porcją syropu klonowego.
Czy kiedyś młodzi ludzie nie mieli tych wszystkich problemów?
Części pewnie nie, o części mówiło się po prostu zdecydowanie mniej, a to co nienazwane trudniej jest zdefiniować.
Greta Thunberg wyprowadziła młodzież na ulice.
Nastolatków, którzy krzyczą, żądają dla siebie spokojnej, bezpiecznej przyszłości, wolnej od widma katastrofy klimatycznej.
Na naszym rodzimym podwórku na porządku dziennym są publikowane w mediach zdjęcia uczniów i uczennic idących ramię w ramię w marszach. To budzi dumę i rozpacz.
Bo czy 15, 17-latkowie nie powinni naprawdę zajmować się wyborem szkoły, pierwszymi miłościami, a nie próbą ratowania całego świata przed samozagładą?
Z drugiej strony, kto ma być zmianą i nadzieją, jeśli właśnie nie młodzież? W „Zadaniu domowym” pada zdanie – credo:
Czy pokolenia milenialsów i ludzie starsi od nich mogą od młodzieży wymagać tego typu „działań dyplomatycznych”?
Nie mamy prawa oczekiwać, że pokolenie Z naprostuje świat wykrzywiony przez dorosłych. Możemy tylko mieć nadzieję, że wyrośnie ono na pokolenie ludzi dojrzałych, a nie tylko pełnoletnich.
Tekst: Anna Górska-Micorek