Niebezpieczne kosmetyki.
Jak uniknąć nowotworów, bezpłodności, chorób tarczycy, przedwczesnego starzenia się i innych dolegliwości
Kremy do pielęgnacji twarzy, żele pod prysznic, szampony, peelingi, mydła – bez tego nie wyobrażamy sobie codziennej pielęgnacji naszego ciała. Dochodzą do tego pasty do zębów, płyny do odświeżania jamy ustnej, kosmetyki do makijażu. A dopełnieniem naszego kosmetycznego ABC są dezodoranty, wody toaletowe, perfumy. Lubimy pięknie pachnieć i sprawiać sobie przyjemność dobranym do naszej osoby zapachem. Stosując taką ilość środków czujemy się zadbani i gotowi do pokazania się światu, wyjścia do pracy, szkoły, spotkania z przyjaciółmi czy podróży.
Kosmetyki, bo to o nich mowa, według terminologii to grupa produktów służących do pielęgnacji, oczyszczania, ochrony i upiększania ciała. Znamy je, kupujemy, wybieramy odpowiednie dla nas i używamy w coraz większej ilości. Nabywamy je dla siebie, naszych bliskich i znajomych. Są wszechobecne, a wybór ich jest przeogromny. Producenci kosmetyków kuszą nas reklamami coraz to nowszych produktów. Obiecują, że jeżeli zastosujemy ten i tylko ten specyfik: krem, maskę, tonik, będziemy długo piękni, młodzi, atrakcyjni i kuszący. I ulegamy tym informacjom. Kupujemy specyfiki, smarujemy się nimi, masujemy i wcieramy je. Zatracamy się w kosmetycznym raju.
Ale czy stosując tak różnorodną gamę kosmetyków, zastanawiamy się czasem nad ich składem chemicznym? Albo czy zadajemy sobie pytanie, czy stosowane przez nas środki do pielęgnacji ciała są całkowicie bezpieczne dla naszej skóry, oczu i całego organizmu? Problem ten nurtuje tylko nielicznych. Większość nie docieka, nie sprawdza składników, wierzy bowiem, że skoro kosmetyki zostały dopuszczone do sprzedaży, to nie mogą być niebezpieczne dla człowieka. Czy tak jest naprawdę?
Producenci kosmetyczni i ich produkty pod lupą
Odpowiedź na to pytanie możemy znaleźć, biorąc do ręki książkę Marion Schimmelpfennig pt. “Niebezpieczne kosmetyki. Jak uniknąć nowotworów, bezpłodności, chorób tarczycy, przedwczesnego starzenia się i innych dolegliwości”. Autorka przez wiele lat pracowała w międzynarodowych agencjach reklamowych i poznała praktyki stosowane w wielkich koncernach spożywczych i farmaceutycznych. Na łamach swojej publikacji dzieli się z czytelnikami informacjami na temat badań, prezentuje przepisy prawne i sposoby ich obchodzenia przez firmy kosmetyczne.
W przedmowie do książki lekarz Ruediger Dahlke – autor publikacji na temat odżywiania oraz organizator szkoleń, warsztatów prozdrowotnych, rekomenduje wydawnictwo słowami
“Czyta się ją jak kryminał, mimo że zajmuje się jedynie zwykłymi rzeczami naszego dnia codziennego”.
Zachęca do jej przeczytania, gdyż zawiera “niezwykle zgłębione i poparte licznymi dowodami informacje” na temat poczynań producentów kosmetyków.
Autorka, już od pierwszych stron książki, zmusza czytelnika do zastanowienia się, co dokładnie zawierają tubki, buteleczki i różnego rodzaju pojemniczki stojące u nas w łazienkach? Prezentuje swoją żmudną drogę dochodzenia do odkrycia prawdy o tajemniczych komponentach kosmetyków do codziennej pielęgnacji. “Chciałabym wiedzieć, co aplikuję na swoją skórę. I to właśnie z tego powodu zadałam sobie trud, by zająć się tymi wszystkimi składnikami, przewertować masę książek i prac naukowych, jak również rozmawiać z ekspertami”.
Marion Schimmelpfennig w swojej publikacji dużo miejsca poświęciła fluorowi, niezwykle toksycznemu pierwiastkowi chemicznemu i jego związkom z innymi metalami. Jednym, szczególnie niebezpiecznym połączeniem jest fluorek sodu, który znalazł szerokie zastosowanie w stomatologii i przy uzdatnianiu wody pitnej. Obecnie można go spotkać w żelach, lakierach, płynach do płukania ust, pastach do zębów i innych preparatach dentystycznych. Badania dotyczące szkodliwego wpływu fluoru na człowieka są nadal bagatelizowane i tuszowane przez koncerny kosmetyczne.
Autorka podejmuje również problem wysokiej szkodliwość aluminium na zdrowie człowieka. Metal ten znalazł szerokie zastosowanie w dezodorantach, kremach przeciwsłonecznych, tuszach do rzęs, kredkach do oczu czy szminkach. W swojej książce przytacza badania na temat toksyczności tego związku. “Aluminium się akumuluje, czyli wchłonięte ilości gromadzą się latami w organizmie, a nawet jego najmniejsze ilości mogą z czasem prowadzić do problemów”.
W dalszej części publikacji omawiane są ważniejsze składniki chemiczne wchodzące w skład preparatów pielęgnacyjnych. Okazuje się, że Program Środowiskowy Organizacji Narodów Zjednoczonych szacuje, że na całym świecie w produktach do pielęgnacji ciała i w kosmetykach stosuje się 70 000 różnych chemikaliów, a co roku liczba ta się powiększa.
W ostatnich rozdziałach Marion Schimmelpfennig podejmuje temat zdrowej kosmetyki naturalnej. Opisuje składniki stosowane przez firmy do produkcji ekologicznych środków do pielęgnacji. Dużą zaletą książki jest dodatek znajdujący się na jej końcu, czyli wykaz składników chemicznych stosowanych w kosmetykach, z zaznaczeniem ich zagrożeń dla zdrowia.
Autorka przestrzega wszystkich: “Reklamy i spoty w telewizji obiecują nam piękniejszą skórę, mocniejsze włosy albo młodszy wygląd. To, czego reklama nie mówi, to długa lista chemikaliów zawarta w tych produktach”. Radzi, żebyśmy rozsądnie zaopatrywali się w środki pielęgnująco – upiększające. Czytajmy etykiety, miejmy ograniczone zaufanie do producentów kosmetyków.
Rekomenduję książkę wszystkim, bo wszyscy korzystamy z różnorodnych preparatów do pielęgnacji naszego ciała. Nie dajmy się zwodzić reklamom, kupujmy kosmetyki świadomie. Sprawdzajmy dokładnie ich skład. Stosujmy się do słów autorki publikacji, Marion Schimmelpfennig “Szukajcie informacji. Weźcie swoje zdrowie we własne ręce”.
Renata Kajdan